"Kiedyś myślałam, że bogowie są przeciwieństwem
śmierci, ale teraz widzę, że są bardziej pogrążeni w śmierci niż
ktokolwiek inny, bo są niezmienni i nie mogą utrzymać niczego w rękach"
Z twórczością Madeline Miller spotkałam się już parę ładnych lat temu, gdy całkiem przypadkiem wpadł mi w ręce "Achilles" jej autorstwa. Pamiętam, że początek książki ani trochę mnie nie zachwycił i przez sporą jej część nie mogłam się w nią wciągnąć. Ostatnie jednak zdanie czytałam ze łzami w oczach i sercem rozbitym na milion kawałków, a gdy odłożyłam ją na półkę i chwilę się nad nią zastanowiłam, trafiła ona do grona moich ulubieńców. Bardzo podobnie było w przypadku "Kirke".
Książka śledzi losy tytułowej Kirke, bogini, która ani trochę nie pasuje do boskiego świata. Zawsze była za słaba, zbyt mało piękna i za bardzo naiwna, by czuć się w nim dobrze. Powodowana rozpaczą i zazdrością dopuszcza się czynu, za który zostaje skazana na wygnanie. W swoim długim, nieśmiertelnym życiu doświadcza wielu emocji, które kształtują jej charakter na przestrzeni książki.
Widzimy, jak z samotnej, odrzucanej przez każdego bogini o ludzkim głosie, staje się potężną czarownicą, zawzięcie walczącą o swoje.
Oprócz cudownego stylu Madeline Miller, w którym zakochałam się już przy okazji czytania jej poprzedniej książki, tym, co urzekło mnie w tej historii najbardziej, byli bohaterowie i sposób, w jaki zostali oni wykreowani. Na kartach tej powieści nie znajdziemy wyidealizowanych i mdłych postaci, a silnie zarysowane osobowości, pełne sprzeczności. Autorka przywiązała dużą wagę do realistycznego ukazania psychiki swoich postaci i tego, jaki wpływ mają na nią przeróżne wydarzenia.
Bardzo podobała mi się metamorfoza Kirke, która na początku książki strasznie mnie denerwowała swoją naiwnością i ciągłym narzekaniem na to, że wszyscy wokół są dla niej okropni. Jednocześnie jednak wszystkie te wady sprawiały, że wydawała mi się prawdziwa, ludzka. Obserwowanie wszystkich zachodzących w niej przemian, tego, jak zaczynała uczyć się na własnych błędach, stawała się dzielna, niezależna i potężna, uczyła się kochać, cierpieć i walczyć o swoje, sprawiły, że bardzo się z nią zżyłam.
Jeśli cenicie sobie mitologię, ciekawie wykreowanych bohaterów i niezwykłe pióro, które łączy to wszystko, "Kirke" jest strzałem w dziesiątkę.
"Jego słowa nie mówią, że nie zaznamy bólu. Że
nie zaznamy strachu. Znaczą tylko: jesteśmy tu. Płyniemy z prądem,
kroczymy po ziemi, czujemy ją pod stopami. Żyjemy."
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz